Czy Polskie firmy mają szanse na Hollywood?

Produkcja hollywoodzka, a polskie filmy

Termin „produkcja hollywoodzka”, potocznie kojarzy się z kinem monumentalnym, z filmem o ogromnym budżecie, promowanym przez wielkie wytwórnie, oraz zatrudniającym pierwszoplanowe gwiazdy światowej kinematografii. W porównaniu z takimi produkcjami polska kinematografia zdaje się nie mieć szans. Ogromnej przewagi finansowej i technologicznej nie jest w stanie zniwelować nawet gra genialnych, polskich aktorów. Dysproporcja przypominająca starcie Dawida z Goliatem.

Filmy na miarę Oscara

Jednak, spoglądając na przyznawane na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej, czyli popularne Oscary, dostrzec można, że często tymi najbardziej utytułowanymi filmami są te o zdecydowanie mniejszym budżecie. Opierające się bardziej niż na efektach specjalnych, na grze aktorów. Wystarczy wspomnieć „Obywatela Kane’a” Orsone Wellesa, czy „Dwunastu gniewnych ludzi”, Sidneya Lumeta. Filmy, które bronią się sama historią i sposobem jej opowiedzenia przez reżysera. W świetle tego inaczej też wyglądają polskie filmy. Polska kinematografia wielokrotnie doceniona była poprzez nominowanie do Oscara kolejnych filmów, poczynając od „Noża w wodzie”, poprzez filmy Wajdy, „Katedrę” Bagińskiego, po „Twojego Vincenta” Doroty Kobieli. Największym sukcesem okazał się nagrodzony statuetką za najlepszy film obcojęzyczny, film Pawła Pawlikowskiego „Ida”. Stylistycznie nawiązujący do tych niszowych produkcji, uwodzący historią, okazał się, pomimo braku hollywoodzkiego rozmachu, filmem mogącym aspirować do najwyższych laurów. Wygrał powściągliwością artystyczną i wrażliwością reżysera. Wskazał tym samym, że nawet kinematografia dysponująca mniejszymi zasobami może skutecznie współzawodniczyć z wielkimi produkcjami.

Share